Monic założyła na siebie czarne spodnie, różową bluzkę na ramiączkach i także różowe baletki. Jej dodatkami były różowe okulary, choć zastanawiam się po co jej na koncercie, torebkę w kolorowe kropki i oczywiście różowy pierścionek.
Umalowałyśmy się delikatnie. Gdy skończyłyśmy dochodziła już 17:30, więc wyszłyśmy z domu, zakluczyłyśmy drzwi i autkiem pojechałyśmy w stronę Areny.
Gdy znajdowałyśmy się już w środku stanęłyśmy na naszym miejscu pod sceną. Zajebiste miejsca! Dobijała już 20 i zaczął się koncert. Chłopcy byli genialni. Śpiewali, wygłupiali się na scenie. Podziwiam ich nie tylko za ich muzykę, ale także za to, że mimo wszystko nadal są sobą. Nie strzeliła im tzw. "woda sodowa" do głowy. Przy "Little Things" zrobiło się spokojniej. Niall grał na gitarze, a Monic omal nie zemdlała jak popatrzył się w naszą stronę. Później było jeszcze lepiej. Chłopcy czytali wiadomości z twitter'a. Jak się okazało jedną z wybranych była nasza!
-"Dziękujemy, że jesteście z nami, że dzielicie się swoją pasją. Kochamy was i marzymy, by zobaczyć was na żywo." To było naprawdę słodkie. - powiedział Harry.
-Mamy wspaniałych fanów. - odpowiedział Louis.
-A teraz zaśpiewamy "Story of my life"! - tym razem powiedział Niall.
Reszta koncertu minęła wspaniale. Chciałabym przeżyć coś takiego jeszcze raz.
-Monic, co teraz? - zapytałam po zakończeniu koncertu.
-Teraz czekamy na ochroniarza, który ma nas zaprowadzić do garderoby chłopców. - odpowiedziała - O idzie.
-Dobry wieczór. - powiedział wielki facet w czarnych ubraniach - Proszę pokazać przepustki za kulisy.
Gdy pokazałyśmy mu ruszył przed siebie mówiąc byśmy poszły za nim. Po chwili stałyśmy już w kolejce. Dużo dziewczyn czekało by zobaczyć swoich idoli. Mam wrażenie, że część z nich zemdleje jak tylko ich zobaczy. Nie, żeby nie było. Cieszę się, że ich w końcu zobaczę, ale to nie powód by tracić przytomność. To zwykli mężczyźni, tylko, że spełnili swoje marzenia. Po kilkunastu, a może kilkudziesięciu minutach przyszła nasza kolej. Weszłyśmy do środka, ówcześnie pukając. Chłopcy siedzieli na kanapie i czekali na kolejne fanki, czyli nas. Z tego co zauważyłam byłyśmy ostatnie. Widać po nich, że są już zmęczeni i chcą spać, ale z uśmiechami wytrwale czekają.
-Cześć. - powiedział Liam.
-Hej. - powiedzieli chórem reszta chłopców.
-Hejka. - przywitałyśmy się.
-To co? Autografy? - zapytał z łobuzerskim uśmiechem Harry.
-Oczywiście. Nie mogłyśmy się doczekać, a jesteśmy chyba ostatnie. - powiedziałam.
-Tak długo na to czekałam. - powiedziała Monic - Chyba zaraz zemdleje. - uśmiechnęła się.
-Nie! - krzyknęli chłopcy.
-Znaczy się, nie mdlej nam tutaj. Ochroniarz musiałby cię wynieść, a chciałbym jeszcze zostać w twoim towarzystwie. - powiedział Niall i uśmiechnął się słodko.
-No to w takim razie postaram się nie zemdleć. - zaśmiała się Monic.
-To co? Może się przedstawicie? - Zayn.
-No tak, pewnie i tak zapomnicie, mając tyle fanów. - powiedziałam uśmiechając się - Jestem Patricia.
-A ja Monic. - powiedziała moja przyjaciółka.
-Ja Liam. Choć i tak nas znacie. - zaśmiał się.
-Louis.
-Harry.
-Niall.
-Zayn.
-Znamy, ale tylko z internetu. - zaśmiała się Monic.
-To autografy i zdjęcie? - zapytał Lou.
-Jak najbardziej.
Dostałyśmy autografy od każdego. Nie śniłam nawet by dostać jeden, a teraz mam aż 5!
-Teraz zdjęcie. - powiedział Harry - Louise, zrobisz? - zapytał stylistkę.
-Jasne. - odpowiedziała.
Ustawiliśmy się do zdjęcia. Ja między Zayn'em a Liam'em, a Monic Louis'em i Harrym. Uśmiechnęliśmy się i Lou zrobiła nam zdjęcie. Najpierw moim, później aparatem chłopców.
Pożegnaliśmy się przytulaskiem, co nie powiem, było świetne, i ruszyłyśmy drogą powrotną do domu. Przez całą drogę miałyśmy uśmiechy na twarzy. Choć mamy świadomość, że już nigdy ich nie zobaczymy, to i tak to był najlepszy dzień w moim życiu.
Następnego dnia po południu zadzwonił do mnie adwokat i powiedział, że umówił mnie na spotkanie z Michaelem na piątek po południu w Starbucks'ie w centrum. Dziś środa więc postanowiłam zadzwonić do rodziców i powiedzieć, że wpadamy z wizytą i chcę pogadać o czymś ważnym. Mama się trochę przestraszyła, ale może mi się tylko wydawało. Zapytałam Monic czy jedzie ze mną, ta ochoczo przytaknęła, bo także stęskniła się ze rodzicami, a szczególnie za Joshem. Spakowane zakluczyłyśmy dom i ruszyłyśmy do Newcastle.
Po 3 godzinach jazdy, byłyśmy na miejscu. Odwiozłam Monic i pojechałam do siebie. W domu byłam po 2-3 minutkach.
Zaparkowałam samochód i ruszyłam do drzwi. Zadzwoniłam dzwonkiem i po chwili otworzyła mi mama z wielkim uśmiechem. Weszłyśmy do środka, kierując się do salonu. Tam siedział już tata. Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się i podszedł do mnie i przytulił. Usiedliśmy na kanapie, a mama przyniosła mój ulubiony deser. A mianowicie ciasto marchewkowe. Po kilku minutach postanowiłam zacząć nieuniknioną rozmowę.
-Mamo, tato, chcę się was o coś zapytać. - zaczęłam.
-O co córciu? - odpowiedział tata.
-Czy to prawda, że... że mam brata? - nie lubię owijać w bawełnę.
-Co? - zapytała zaskoczona mama.
-Dowiedziałam się, że mam brata. Nazywa się Michael Gallagher. I jeszcze jedno. Czy to prawda, że nie jesteście moimi biologicznymi rodzicami?
-Córciu... - zaczęła mama.
-Odpowiedzcie.
-Tak to prawda. - powiedział tata.
-Co? Dlaczego jej to mówisz? - zapytała mama.
-I tak by się wszystkiego dowiedziała, prędzej czy później. Po co ją dłużej okłamywać?
-Czyli to prawda. - posmutniałam. Całe życie żyłam w kłamstwie - Ale jak to się stało?
-Nasi przyjaciele, a twoi i Michaela rodzice, mieli wypadek samochodowy. - zaczęła mama. Opowiedziała mi, że jechaliśmy całą rodzinką odwiedzić ciocią Maurę i wujka Bobby'iego. Mieliśmy wypadek samochodowy. Tomas i Laura- tak się nazywali moi biologiczni rodzice- zginęli na miejscu, natomiast ja i Michael przeżyliśmy cudem. Mama podczas opowiadania rozpłakała się na dobre.
-Maura i Bob, przyjechali, jak tylko dowiedzieli się o wypadku. Niestety mogli wziąć pod opiekę tylko jedno z was, ponieważ sami mają 2 chłopców. Jeden w twoim wieku, a drugi jest o 6 lat starszy. Wtedy mieli małe kłopoty, ale nie pamiętam jakie. Jednak zgodzili się, by to my opiekowali się tobą, bo w tym samym czasie Angelica była w ciąży. Niestety poroniła w 3 miesiącu. - czyli mam brata, i kuzynów. Moi rodzice nie są prawdziwymi rodzicami. Dużo do przemyślenia.
-Muszę się przejść, pomyśleć, przetrawić te wszystkie informacje. - powiedziałam wstając - Za 2 dni mam się spotkać z Michaelem. - i wyszłam. Musiałam pomyśleć. Zadzwoniłam do Monic i zapytałam czy ma ochotę się przejść na spacer. Zgodziła się i powiedział, że za 10 minut będzie w naszym miejscu. Jest to zwyczajna ławeczka nad stawem. Po niedługim czasie znajdowałam się na miejscu. Nie minęło kilka chwil, a Monic siadała koło mnie.
-To o czym chciałaś pogadać? - zapytała.
-Rodzice wszystko potwierdzili. - powiedziałam smutna.
-Czyli musisz się wszystkiego spotkać z Michael'em by wszystko ci wyjaśnił.
-Wiem. Choć wracamy już. - powiedziałam i ruszyłyśmy do domów. W połowie drogi rozstałyśmy się i każda ruszyła do siebie. W domu ruszyłam pod prysznic i położyłam się do łóżka, rozmyślając. Po chwili, już spałam.
_________________________________________________________________________________
Hej Miśki <3
Przepraszam za zwlokę, rozdział miał być w tamtym tygodniu, ale problemy z netem :(
Dodaję teraz i mam nadzieję, że nie jest jakiś okropny, choć ja nie jestem z niego zadowolona. :(
Zostawiam to Waszej opinie :)
Postaram się następny dodać niedługo :)
Proszę o komentarze, bo to duża motywacja :D
Dziękuję za pierwsze 250 odsłon i mam nadzieję, że nie ostatnich :P
Dziękuję za wszystko i do następnego! <3 KC <3