wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział 4

Następny dzień minął szybko. Po południu wybrałyśmy się z Monic do galerii na zakupy. Kupiłyśmy kilka nowych ubrań i butów. Dziś nadszedł wyczekiwany przez nas i połowę dziewczyn z Londynu i okolic. Koncert One Direction! Zaczyna się on o godz. 20, ale postanowiłyśmy być na Arenie już około 18. No wiecie, tak by nikt nie zajął naszych miejsc. Była już godzina 15, a my zaczynałyśmy się stroić. Żartuję, nie stroimy się, tylko ubieramy na luzie. Ja ubrałam zwykłe dżinsy, białą bokserkę z cekinami, dżinsową kamizelkę i białe trampki. Do tego dobrałam kilka dodatków w postaci małych kolczyków w kształcie perełek, bransoletkę i torebkę.
 Monic założyła na siebie czarne spodnie, różową bluzkę na ramiączkach i także różowe baletki. Jej dodatkami były różowe okulary, choć zastanawiam się po co jej na koncercie, torebkę w kolorowe kropki i oczywiście różowy pierścionek.
Umalowałyśmy się delikatnie. Gdy skończyłyśmy dochodziła już 17:30, więc wyszłyśmy z domu, zakluczyłyśmy drzwi i autkiem pojechałyśmy w stronę Areny.
Gdy znajdowałyśmy się już w środku stanęłyśmy na naszym miejscu pod sceną. Zajebiste miejsca! Dobijała już 20 i zaczął się koncert. Chłopcy byli genialni. Śpiewali, wygłupiali się na scenie. Podziwiam ich nie tylko za ich muzykę, ale także za to, że mimo wszystko nadal są sobą. Nie strzeliła im tzw. "woda sodowa" do głowy. Przy "Little Things" zrobiło się spokojniej. Niall grał na gitarze, a Monic omal nie zemdlała jak popatrzył się w naszą stronę. Później było jeszcze lepiej. Chłopcy czytali wiadomości z twitter'a. Jak się okazało jedną z wybranych była nasza! 
-"Dziękujemy, że jesteście z nami, że dzielicie się swoją pasją. Kochamy was i marzymy, by zobaczyć was na żywo." To było naprawdę słodkie. - powiedział Harry.
-Mamy wspaniałych fanów. - odpowiedział Louis.
-A teraz zaśpiewamy "Story of my life"! - tym razem powiedział Niall.
Reszta koncertu minęła wspaniale. Chciałabym przeżyć coś takiego jeszcze raz.
-Monic, co teraz? - zapytałam po zakończeniu koncertu. 
-Teraz czekamy na ochroniarza, który ma nas zaprowadzić do garderoby chłopców. - odpowiedziała - O idzie.
-Dobry wieczór. - powiedział wielki facet w czarnych ubraniach - Proszę pokazać przepustki za kulisy.
Gdy pokazałyśmy mu ruszył przed siebie mówiąc byśmy poszły za nim. Po chwili stałyśmy już w kolejce. Dużo dziewczyn czekało by zobaczyć swoich idoli. Mam wrażenie, że część z nich zemdleje jak tylko ich zobaczy. Nie, żeby nie było. Cieszę się, że ich w końcu zobaczę, ale to nie powód by tracić przytomność. To zwykli mężczyźni, tylko, że spełnili swoje marzenia. Po kilkunastu, a może kilkudziesięciu minutach przyszła nasza kolej. Weszłyśmy do środka, ówcześnie pukając. Chłopcy siedzieli na kanapie i czekali na kolejne fanki, czyli nas. Z tego co zauważyłam byłyśmy ostatnie. Widać po nich, że są już zmęczeni i chcą spać, ale z uśmiechami wytrwale czekają.
-Cześć. - powiedział Liam.
-Hej. - powiedzieli chórem reszta chłopców.
-Hejka. - przywitałyśmy się.
-To co? Autografy? - zapytał z łobuzerskim uśmiechem Harry.
-Oczywiście. Nie mogłyśmy się doczekać, a jesteśmy chyba ostatnie. - powiedziałam.
-Tak długo na to czekałam. - powiedziała Monic - Chyba zaraz zemdleje. - uśmiechnęła się.
-Nie! - krzyknęli chłopcy.
-Znaczy się, nie mdlej nam tutaj. Ochroniarz musiałby cię wynieść, a chciałbym jeszcze zostać w twoim towarzystwie. - powiedział Niall i uśmiechnął się słodko. 
-No to w takim razie postaram się nie zemdleć. - zaśmiała się Monic.
-To co? Może się przedstawicie? - Zayn.
-No tak, pewnie i tak zapomnicie, mając tyle fanów. - powiedziałam uśmiechając się - Jestem Patricia.
-A ja Monic. - powiedziała moja przyjaciółka.
-Ja Liam. Choć i tak nas znacie. - zaśmiał się.
-Louis.
-Harry.
-Niall.
-Zayn.
-Znamy, ale tylko z internetu. - zaśmiała się Monic.
-To autografy i zdjęcie? - zapytał Lou.
-Jak najbardziej. 
Dostałyśmy autografy od każdego. Nie śniłam nawet by dostać jeden, a teraz mam aż 5!
-Teraz zdjęcie. - powiedział Harry - Louise, zrobisz? - zapytał stylistkę.
-Jasne. - odpowiedziała.
Ustawiliśmy się do zdjęcia. Ja między Zayn'em a Liam'em, a Monic Louis'em i Harrym. Uśmiechnęliśmy się i Lou zrobiła nam zdjęcie. Najpierw moim, później aparatem chłopców.
Pożegnaliśmy się przytulaskiem, co nie powiem, było świetne, i ruszyłyśmy drogą powrotną do domu. Przez całą drogę miałyśmy uśmiechy na twarzy. Choć mamy świadomość, że już nigdy ich nie zobaczymy, to i tak to był najlepszy dzień w moim życiu.

Następnego dnia po południu zadzwonił do mnie adwokat i powiedział, że umówił mnie na spotkanie z Michaelem na piątek po południu w Starbucks'ie w centrum. Dziś środa więc postanowiłam zadzwonić do rodziców i  powiedzieć, że wpadamy z wizytą i chcę pogadać o czymś ważnym. Mama się trochę przestraszyła, ale może mi się tylko wydawało. Zapytałam Monic czy jedzie ze mną, ta ochoczo przytaknęła, bo także stęskniła się ze rodzicami, a szczególnie za Joshem. Spakowane zakluczyłyśmy dom i ruszyłyśmy do Newcastle.
Po 3 godzinach jazdy, byłyśmy na miejscu. Odwiozłam Monic i pojechałam do siebie. W domu byłam po 2-3 minutkach. 
Zaparkowałam samochód i ruszyłam do drzwi. Zadzwoniłam dzwonkiem i po chwili otworzyła mi mama z wielkim uśmiechem. Weszłyśmy do środka, kierując się do salonu. Tam siedział już tata. Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się i podszedł do mnie i przytulił. Usiedliśmy na kanapie, a mama przyniosła mój ulubiony deser. A mianowicie ciasto marchewkowe. Po kilku minutach postanowiłam zacząć nieuniknioną rozmowę. 
-Mamo, tato, chcę się was o coś zapytać. - zaczęłam.
-O co córciu? - odpowiedział tata.
-Czy to prawda, że... że mam brata? - nie lubię owijać w bawełnę.
-Co? - zapytała zaskoczona mama.
-Dowiedziałam się, że mam brata. Nazywa się Michael Gallagher. I jeszcze jedno. Czy to prawda, że nie jesteście moimi biologicznymi rodzicami?
-Córciu... - zaczęła mama.
-Odpowiedzcie. 
-Tak to prawda. - powiedział tata.
-Co? Dlaczego jej to mówisz? - zapytała mama.
-I tak by się wszystkiego dowiedziała, prędzej czy później. Po co ją dłużej okłamywać?
-Czyli to prawda. - posmutniałam. Całe życie żyłam w kłamstwie - Ale jak to się stało?
-Nasi przyjaciele, a twoi i Michaela rodzice, mieli wypadek samochodowy. - zaczęła mama. Opowiedziała mi, że jechaliśmy całą rodzinką odwiedzić ciocią Maurę i wujka Bobby'iego. Mieliśmy wypadek samochodowy. Tomas i Laura- tak się nazywali moi biologiczni rodzice- zginęli na miejscu, natomiast ja i Michael przeżyliśmy cudem. Mama podczas opowiadania rozpłakała się na dobre.
-Maura i Bob, przyjechali, jak tylko dowiedzieli się o wypadku. Niestety mogli wziąć pod opiekę tylko jedno z was, ponieważ sami mają 2 chłopców. Jeden w twoim wieku, a drugi jest o 6 lat starszy. Wtedy mieli małe kłopoty, ale nie pamiętam jakie. Jednak zgodzili się, by to my opiekowali się tobą, bo w tym samym czasie Angelica była w ciąży. Niestety poroniła w 3 miesiącu. - czyli mam brata, i kuzynów. Moi rodzice nie są prawdziwymi rodzicami. Dużo do przemyślenia.
-Muszę się przejść, pomyśleć, przetrawić te wszystkie informacje. - powiedziałam wstając - Za 2 dni mam się spotkać z Michaelem. - i wyszłam. Musiałam pomyśleć. Zadzwoniłam do Monic i zapytałam czy ma ochotę się przejść na spacer. Zgodziła się i powiedział, że za 10 minut będzie w naszym miejscu. Jest to zwyczajna ławeczka nad stawem. Po niedługim czasie znajdowałam się na miejscu. Nie minęło kilka chwil, a Monic siadała koło mnie.
-To o czym chciałaś pogadać? - zapytała.
-Rodzice wszystko potwierdzili. - powiedziałam smutna.
-Czyli musisz się wszystkiego spotkać z  Michael'em by wszystko ci wyjaśnił.
-Wiem. Choć wracamy już. - powiedziałam i ruszyłyśmy do domów. W połowie drogi rozstałyśmy się i każda ruszyła do siebie. W domu ruszyłam pod prysznic i położyłam się do łóżka, rozmyślając. Po chwili, już spałam.


_________________________________________________________________________________
Hej Miśki <3
Przepraszam za zwlokę, rozdział miał być w tamtym tygodniu, ale problemy z netem :(
Dodaję teraz i mam nadzieję, że nie jest jakiś okropny, choć ja nie jestem z niego zadowolona. :(
Zostawiam to Waszej opinie :)
Postaram się następny dodać niedługo :)
Proszę o komentarze, bo to duża motywacja :D 
Dziękuję za pierwsze 250 odsłon i mam nadzieję, że nie ostatnich :P

Dziękuję za wszystko i do następnego! <3 KC <3

niedziela, 12 kwietnia 2015

Rozdział 3

Obudziłam się dość wcześnie. Nie mogłam spać po wczorajszej wiadomości. Postanowiłam, że dziś pojadę do tego adwokata i wszystkiego się dowiem. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki się ogarnąć. Wróciłam do pokoju po ubrania. Stanęłam przed szafą i wybrałam luźną bluzkę z napisem, dżinsy, botki na koturnie i kilka dodatków.



Po przebraniu się zeszłam do kuchni zrobić śniadanie. Postanowiłam zrobić kanapki. Zabrałam się za robotę. Zrobiłam dodatkową ilość dla Monic. Zjadłam swoje, a resztę schowałam do lodówki. Mon jeszcze śpi, więc napisałam karteczkę, że śniadanie ma w lodówce, a ja za niedługo wrócę. Wróciłam do pokoju, wzięłam list i poszukałam nr do tego adwokata. Jest już po 10, więc powinni mieć czynne. Znalazłam i szybko zadzwoniłam. Odebrała jakaś kobieta.
-Dzień dobry. W czym mogę pomóc? - zapytała miło.
-Dzień dobry. Chciałabym zapytać czy pan Peter Adams ma chwilę czasu na spotkanie? -odpowiedziałam.
-Pani nazwisko?
-Patricia Evans.
-Proszę poczekać, zaraz sprawdzę. - poczekałam kilka chwil i wróciła - Dziś o 12. Pasuje pani?
-Jak najbardziej. - odpowiedziałam - A gdzie mam przyjechać?
-Na Aber Street 25. 
-Dziękuję. - i rozłączyłam się. 
Czyli mam godzinkę, żeby się tam znaleźć. Schowałam list do torebki i wyszłam z domu. Zakluczyłam drzwi i wsiadłam do mojego autka. Włączyłam GPS-a w telefonie i ruszyłam. O 11:45 byłam już pod kancelarią. Weszłam do środka i podeszłam do młodej dziewczyny pracującej jak mi się zdawało recepcji.
-Dzień dobry. Byłam umówiona do pana Peter'a Adams'a.
-Dzień dobry. Pani Patricia?
-Tak to ja.
-Proszę za mną. - powiedziała, więc ruszyłam za nią. Zaprowadziła mnie przed zwykłe, białe drzwi. Zapukała i weszła do środka mówiąc bym chwilę zaczekała. Po kilku sekundach wróciła i powiedziała, że mogę wejść. Przeszłam przez drzwi i przywitał mnie średniej wielkości pokój. Był on w kolorze beżowym. Na środku stało dość duże, zrobione z ciemnego drewna biurko. Na przeciw niego stały 2 krzesła. Po prawej stronie było okno i kilka mniejszych szafek. Po lewej natomiast była duża szafa. Na półkach były różne segregatory. 
-Dzień dobry. Proszę. - powiedział mężczyzna po 40.
-Dzień dobry. Nazywam się Patricia Evans. Dzwoniłam przedpołudniem.
-Tak oczywiście. Jestem Peter Adams. Co panią do mnie sprowadza? - zapytał.
-Tydzień temu dostałam list. Było w nim napisane, że mam brata, a moi rodzice nie są biologicznymi. Był w nim numer do pana kancelarii i kazano mi się zgłosić do pana.
-Ma może pani ten list przy sobie?
-Tak, jasne. Proszę. - podałam mu list i czekałam. Przeglądał go chwilę, która stawała się wiecznością. Po chwili wstał, podszedł do wielkiej szafy i wyciągnął z niej niebieski segregator.
-Otóż, wygląda na to, że pani brat przyszedł do naszej kancelarii, by panią odszukać. 
-Czyli to prawda? - zapytałam nie dowierzając. 
-Tak. Ale musimy to jeszcze sprawdzić. Czy chciałaby pani spotkać się z bratem? - zapytał.
-Tak, chciałabym go zobaczyć i dowiedzieć się jak to się stało.
-Dobrze. W takim razie proszę zostawić mi numer pani telefonu i skontaktuję się z panią jak ustalę datę spotkania. Oczywiście będzie trzeba zrobić testy DNA, ale tym zajmiemy się później. 
-A czy mógłby pan przynajmniej powiedzieć jak on się nazywa?
-Tak. Nazywa się on Michael Gallagher. To tyle.
-Dziękuję i czekam na telefon. Do widzenia.
-Do wiedzenia.
Wyszłam pomieszczenia a następnie z budynku. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam do parku, który mijałam po drodze. Był niedaleko naszego domu, więc będę miała gdzie biegać. Po ok. godzinie wróciłam do domu. Nie chciałam by przyjaciółka się martwiła. Gdy weszłam do domu, usłyszałam jak Monic z kimś rozmawia przez telefon. Z barwy jej głosu wynika, że się martwi. Podeszłam do niej i przytuliłam się do niej. Ta szybko zakończyła rozmowę i objęła mnie.
-Co się stało Trish? - zapytała zmartwiona.
-Chyba czas najwyższy Ci powiedzieć. - odpowiedziałam smutno.
-Co się stało? - zapytała przerażona.
-Ddowie-ddziałam się, że mmam bratta...
-Co?! - zapytała zaszokowana.
-No... A najlepsze jest to - powiedziałam, teraz tylko łzy spływały mi po policzkach.
-Co jest najlepsze? - zapytała ni to przerażona, ni to zaciekawiona.
-Dowiedziałam się również, że rodzice nie są moimi rodzicami.
-Co? - zapytała zszokowana -Jak to?
-Pamiętasz imprezę w moje urodziny? - zapytałam.
-No jasne. Takiej biby nie da się zapomnieć. - zaśmiała się.
-A jak czekałyśmy na Josh'a to przyszedł listonosz z listami i jeden był do mnie. Wiec w nim pisało, że mam się stawić do kancelarii tutaj w Londynie, bo mój "brat" mnie szuka. Wiec dzisiaj byłam tam i się tego dowiedziałam. 
-Wow... Nie wiem co ci powiedzieć.
-Nic nie mów tylko mnie przytul. - odpowiedziałam.
-A ja chciałam ci przekazać takie świetne wieści, a ty tu takie smutasy powiadasz. - zaśmiała się lekko.
-No zamieniam się w słuch. 
-Więc, za 2 dni jest koncert! - wykrzyczała uradowana - A najlepsze jest to, że zdobyłam bilety za kulisy!
-Jej, ale się cieszę. - odpowiedziałam już z małym uśmiechem. 
-Ale wracając do sprawy. Co z tym zrobisz? 
-Pierwsze co, to porozmawiam z rodzicami. Pojadę do nich po koncercie. A i mam się spotkać z Michael'em. 
-Kim?
-No z moim bratem.
-To kiedy się z nim zobaczysz?
-Zobaczymy kiedy prawnik zadzwoni.
-Dobra, chodź obejrzymy coś. Dość wrażeń jak na jeden dzień. - powiedziała. Wzięłyśmy różne przekąski i włączyłyśmy film. Z tych wszystkich wrażeń w połowie drugiego filmu, zasnęłam.

______________________________________________________________
Cześć miśki <3 Wiem, dawno nie dodawałam, ale to pierwsze moje opowiadanie i musiałam przemyśleć fabułę. CHŁOPCY pojawią się w następnym rozdziale!!! Dodam go w tygodniu :) Wiem, że to flaki z olejem, ale mam nadzieję, że jakoś zachęcę Was do czytania moich "wypocin" :D Proszę o Komentarze, bo nwm czy dalej pisać. Cokolwiek :D 

Dziękuję za wszystko i do następnego! :* <3 KC <3